ZUK 2019r…
Dotychczas wyobrażałem sobie słowo, niemal jako żywą więź miedzy mną, a światem zewnętrznym. Słowo zawsze było częścią dźwięku, który odmalowywał świat zewnętrzny, ale i do niego podążał…
Dotychczas…

zdj. Manuel Uribe
Z przygód biegowych, jakie dotąd byłem pewny, że przeżyłem zaledwie jedną, dwie pozostały niezmienione, lecz tylko jedna Przygoda dorównuje Karkonoskiej – Beskidy Ultra Trail Challenge.
Sama Przygoda do Przygody Karkonoskiej miała sens, gdy trwała dobę, dwie i więcej, kiedy zadowolenie z wysiłku rosło wraz z długością trasy.
Dzisiaj – po ponad tygodniu od Zimowego Ultra Karkonoskiego im. Tomka Kowalskiego wiem już na pewno, że Przygodę można mierzyć jedynie skalą własnego wysiłku, a ZUKowa Przygoda choć krótka, była nią w każdym odcieniu znaczenia tego słowa.
I zacytowanie pełnej nazwy Biegu ma swój wyraz, własne, nieprzewidywalne znaczenie.
ZUK 2019 roku pewnie miał rozpocząć się, jak każdy wcześniejszy: spotkaniem z znajomymi Biegaczami, rozmowami z nimi, poznawaniem nowych twarzy, rejestracją Uczestników.

zdj. Manuel Uribe
Niemal Wszyscy psioczyliśmy na Ważną Grupę za skrócenie dystansu, a każdy zastanawiał się, jaki jest sens po przejechaniu wielu kilometrów do przebiegnięcia dystansu ledwie dłuższego niż półmaraton. Przygotowania, marzenia o wynikach, błyszczenie podczas rozmów wśród znajomych, że oto wróciliśmy z zimowych gór, po przebytym dystansie ponad pięćdziesięciu kilometrów, w śniegu, wietrze… Wszystkie wyobrażenia miały prysnąć z powodu jakiegoś wiatru właśnie? Niedorzeczne. Krzywdzące. A rekompensata za tak znaczne zmiany? Żadna? To zakrawa nieomal o skandal…!
Z różnymi uczuciami pojawiliśmy się na placu, z którego dowieziono Nas na Polanę Jakuszycką.
Polano Jakuszycka- byłaś jak Erynie, dopóki łaskawa Mądrość i Odwaga nie wybaczyły Nam pychy niewiedzy.
Pierwszy etap: wąska, śnieżna ścieżka, pod którą często przepływał leśny ruczaj, niekiedy pól metra poniżej stóp, innym razem poniżej niemal metra… Uciążliwe, często męczące „zejście”, ześlizgnięcie się z wydeptanego szlaku i mozolne łapanie tchu, wyrównywanie tempa oddechu. Jedynie stałe

zdj. Karolina Krawczyk
Wybiegliśmy ze Schroniska… W stronę Odrodzenia, które dla Nas wielu było nim po najskrytsze zakamarki duszy. Czy ktoś z Biegaczy cofnął się do czasów ciemnych, czy został odrodzony, nie wiem. Nie wiem sam, kim jestem dzisiaj pisząc o ZUKu 2019. Po wielu już latach przeżytych, nagle nie mogę znaleźć odpowiedzi, jak mam

zdj. BikeLife
Po kilku chwilach, na tyle długich, że palce zaczęły sztywnieć z zimna, ruszyłem do przodu. Lecz krok był niepewny, chwiejny, zamazujące się kontury czegokolwiek, co było materią i pierwsze nierzeczywiste myśli zatrzymały mnie na dobre. Zszedłem z trasy na kilka, może kilkadziesiąt

zdj. Manuel Uribe
Przypomniałem sobie o żelu, do dzisiaj nie wiem w jaki sposób, i rozpoczynając powolny marsz, pochłonąłem całą zawartość tubki. Nie pamiętam jaką twarz miała siła, która wprawiła mnie w ruch. Może był to strach przed niespodziewanym końcem tak zwykłego życia? Może niedokończone zdania do moich Najbliższych? A może był to strach przed bólem, którego jeszcze nie poznałem? Z całą pewnością bałem się odmrożenia, choć przecież nie wiedziałem, jak i kiedy nadciąga, jak dotkliwy niesie ból. Wiedziałem za to, że odmrożenie może być pierwszą oznaką odchodzenia, bo jak wielka jest we mnie wola walki, z czyś niepowstrzymanym, niepohamowanym, tego nie wiedziałem. Idąc, z każdym krokiem widziałem natomiast Szczyty Himalajów, czułem załamanie każdego wspinacza, który z Nimi zespolił swą duszę, czułem nieomal fizycznie narastający mozół każdej ekipy, każdego ich Uczestnika. I z przerażeniem odkryłem, jak bardzo cienki obszar emocji dzieli nas od przegranej. Dzisiaj jestem przekonany, że na dwóch ramionach siedział Los ubrany w odmienne stroje i takimże obliczu. Może jest mi dane przeżyć jeszcze niejedno Wesele? Może Losu odmienne oblicze zasiadać będzie na obydwu ramionach, dopóty, dopóki obawa i lęk silniejsze będą niż marzenie? Jak „Szeroki Szczyt” możliwości był dla mnie ten Bieg, wewnętrznej siły, kontrargumentów wobec Natury?

zdj. Wojtek Łużniak
Myśląc o tym Biegu odczuwam po raz pierwszy strach przed Nią, przed siłą, jaką może nadać własnym planom. Odczuwam także ogromny szacunek dla Kilkorga osób, które nie bały się decyzji, jaką podjęli: jedynej, słusznej, choć i tak na granicy rozsądku; nie bały się Słów, które ranią najbardziej i zasiadają w pamięci i duszach do końca Naszych dni.
Nie wiem też co myśleć o wszystkich napisanych wcześniej słowach… Zbieram nieustannie siły, by je zrozumieć, lecz jeszcze nie teraz… Wiedza przychodzi powoli, szaleństwo odbiera zdrowy rozsądek wraz z życiem gwałtownie i bezpowrotnie.
Na koniec: wszystko co powyżej, to wyłącznie moje przeżycia i wrażenia z Biegu. Pewny jestem, że każdy z Nas zapamiętał bieg inaczej, z towarzyszącymi innymi emocjami. Niemniej, niech każdy zastanowi się, w czym różnimy się istotnie.
Gratulacje i głęboki ukłon składam Organizatorom, Wolontariuszom, Zdjęciowcom i rzecz jasna – wszystkim Biegaczom.